Samochód

Z Literatura przedmiotu
Skocz do: nawigacja, szukaj
  1. Roland Barthes, Nowy Citroën, w: jego, Mit i znak, przeł. W. Błońska, J. Błoński, J. Lalewicz, A. Tatarkiewicz, Warszawa 1970.
  2. Katarzyna Binda, Zastawą 750 po Jugosławii, w: Popkomunizm. Doświadczenie komunizmu a kultura popularna, red. M. Bogusławska, Z. Grębecka, Libron: Kraków 2010.
  3. J. Gierczak, Fenomen auta w przestrzeni
  4. Erwin Panofsky, Ideowe poprzedniki chłodnicy Rolls-Royce'a, przeł. M. Murdzeńska, w: jego, Studia z historii sztuki, Warszawa 1971.
  5. D. Riesman, E. Larrabee, Autos in America, w: Consumer behaviour, red. L. H. Clark, New York 1958.
  6. T. Szlendak, Samochód, "Kultura Popularna" 2004 nr 3.
  7. Roch Sulima, Wprowadzenie do semiotyki śmieci, w: jego, Antropologia codzienności, Kraków 2000.




"Samoparkujące" auto miało stłuczkę. I zaczęła się awantura

"Przewiduje się, że samochody autonomiczne pojawią się na drogach za nieco ponad 5 lat. " http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/bezpieczenstwo/news-samoparkujace-auto-mialo-stluczke-i-zaczela-sie-awantura,nId,1569957#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

Piątek, 5 grudnia (14:35)

Samochody autonomiczne to cały czas bardziej przechwałki koncernów motoryzacyjnych niż rzeczywistość. Namiastkę tej technologii mamy jednak już dziś: samochody pomagają nam w wykonywaniu coraz większej liczby manewrów, a na przykład parkować próbują już zupełnie same. Co jednak się stanie, kiedy urządzenie zawiedzie a samochód stanie się tak bardzo autonomiczny, że po prostu wymknie się spod kontroli? System automatycznego parkowania /INTERIA.PL System automatycznego parkowania /INTERIA.PL Zanim pierwszy samochód autonomiczny wyjedzie na nasze drogi, dostanie pierwszy mandat czy spowoduje pierwszy wypadek, w którym będą pierwsi poszkodowani (co pewnie jest nieuniknione), zobaczmy jak wygląda to w mniejszej skali. Asystenci parkowania to ostatnio bardzo modny gadżet. Co jednak będzie, jeśli coś pójdzie nie tak? Kto odpowiada za samochód, który sam wykonując manewr uszkodzi inny pojazd lub, nie daj Boże, zrani człowieka? Kierowca? Producent auta? Twórca oprogramowania? Jak znam życie, nikt specjalnie nie będzie się wyrywał do ponoszenia odpowiedzialności. REKLAMA


Wbrew pozorom nie są to tylko teoretyczne rozważania. Trafiła do mnie sprawa kierowcy, którego "samoparkujący" samochód na parkingu centrum handlowego w Katowicach doznał poważnych uszkodzeń właśnie podczas parkowania. Dostawczy Mercedes, w którego uderzył, na szczęście wyszedł z tego bez większego szwanku. Kierowca miał nadzieję, że za szkodę zapłaci gwarant, ale oczywiście spotkał się z odmową. Powód? W instrukcji obsługi samochodu producent zabrania parkować m. in. "gdy z przodu lub z tyłu miejsca do parkowania równoległego znajduje się pojazd, którego przód lub tył są poza obszarem detekcji np. ciężarówka". No i właśnie, zamiast cieszyć się samochodem, który sam i bez problemu parkuje, zaczęła się dość żenująca dyskusja, czym jest ciężarówka i co o tym decyduje: zdroworozsądkowa ocena, rozmiar czy wpis w dowodzie rejestracyjnym? Pisałem już wielokrotnie, że żyjemy w kraju, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje, a jako samochód ciężarowy może być zarejestrowane w zasadzie dowolne auto. W tym wypadku dużo ważniejszy od wpisu w dowodzie rejestracyjnym wydaje się być rozmiar a nawet obrys samochodu. Co ciekawe, uczestnicy tej kolizji, pewnie na skutek jej nietypowego charakteru, zawarli znajomość i przeprowadzili kilka kolejnych prób parkowania w podobnych warunkach. Przebiegły już bez problemu. “Pamiętajcie, że wszystkie "inteligentne" gadżety to na razie bełkot marketingowy. Póki co na ziemi występuje tylko jeden rodzaj inteligencji: ludzka, a maszyny robią wyłącznie to, co im każemy” Kwestia, co zawiniło: asystent parkowania, kierowca czy źle sformułowana instrukcja, nie została jednak rozstrzygnięta. Po tym, jak zająłem się tą sprawą, a pechowy kierowca uruchomił swojego prawnika, okazało się, że gwarant jest skłonny pokryć 80 proc. kosztów naprawy auta. Podkreślał jednak cały czas, że samochód działał prawidłowo, natomiast decyzja ta wynika z troski o dobro klienta. Kierowca, uważając, że nie popełnił błędu, nie rozumiał, dlaczego ma pokryć pozostałe 20 proc. kosztów z własnej kieszeni. Po dłuższych negocjacjach producent samochodu zdecydował się zapłacić niemal cały rachunek, kierowca zaś musiał wysupłać symboliczną w (tej sytuacji) kwotę ok. 300 zł. To w końcu zakończyło spór. Lektura instrukcji obsługi auta nasuwa jednak pytania co do funkcjonalności systemu autoparkowania. Jak kierowca ma ocenić, co znajduje się w obszarze detekcji a co poza nim? Dlaczego w obszarze tym nie znajduje się wszystko, co może mieć znaczenie przy parkowaniu? Co więcej, z instrukcji obsługi takich samochodów wynika, że tak naprawdę najważniejszą część pracy i tak musimy wykonać za "inteligentnego asystenta" sami. M.in. "Sprawdzić, czy miejsce do parkowania jest odpowiednie.(...) Wykonując manewr parkowania ze wspomaganiem należy zawsze sprawdzać sytuację wokół samochodu. (...) Czujniki układu mogą nie wykryć krawężników". To może łatwiej już zaparkować samemu? Tym bardziej, że to my będziemy odpowiadać za coś, na co tak naprawdę mamy niewielki wpływ. Tak podchodzą do tego producenci samochodów, których o to pytałem. Według Tomasza Tondera z Volkswagen Group Polska "kierowca cały czas musi czuwać nad manewrem i to on bierze całą odpowiedzialność za auto". "Aktywny układ nie zwalnia kierującego z osobistej odpowiedzialności podczas jazdy. Ze względu na techniczne ograniczenia działania układu, nie we wszystkich warunkach drogowych układ może odpowiednio samodzielnie zareagować" - mówi Katarzyna Gospodarek z centrali BMW w Polsce. Sądzę, że jest to postawa, wynikająca po części z tego, że technologia jest nowa i nie do końca wiadomo, czego się po niej spodziewać, ale też, jak mawiają prawnicy, z "ostrożności procesowej", czyli dążenia, by w razie nieszczęścia ograniczyć swoją odpowiedzialność. Dla ubezpieczycieli ten temat jest na razie raczej egzotyczny, bo dostałem skrajnie różne odpowiedzi na zasadnicze pytanie, czy jeśli asystent pakowania zawiedzie i dojdzie do uszkodzenia innych pojazdów, to kierowcy można przypisać winę, która jest podstawą do wypłacenia odszkodowania z OC. Raczej nie, twierdzi Hestia; Arkadiusz Bruliński: "W przypadku awarii asystenta parkowania ciężko będzie dowieść winę kierującego a zatem towarzystwo ubezpieczeń będzie zwolnione od odpowiedzialności za szkodę". Raczej tak, powiada PZU; Agnieszka Rosa: "W razie uszkodzenia innego pojazdu zaparkowanego przez w/w pojazd, za szkody w pojeździe zaparkowanym odpowiada posiadacz pojazdu parkującego i z jego ubezpieczenia OC zostanie wypłacone odszkodowanie". Ale zastrzega: "Jeżeli okaże się, że doszło do awarii z winy producenta tego systemu, to PZU po wypłacie odszkodowania może wystąpić z regresem do zobowiązanego (producenta) o zwrot tego odszkodowania". To zależy, mówią prawnicy z Biura Rzecznika Ubezpieczonych; Piotr Budzianowski: "To sprawca szkody musi wykazać, że do szkody doszło w wyniku awarii, uszkodzenia systemu wspomagającego kierowcę. (...) Systemy takie nie zastępują kierowcy i nie zwalniają go z obowiązku zapobiegania powstania szkodzie w sytuacji kiedy obiektywnie można jej zapobiec, np. zahamować czy przerwać wykonywanie manewru. Podobne zasady będą obowiązywały w przypadku samochodów autonomicznych, z tym że odpowiedzialność będzie ponosił posiadacz takiego pojazdu, chyba że wykaże że do szkody doszło np. z winy systemu sterującego autem, a on jako posiadacz dopełnił wszelkich koniecznych czynności np. aktualizacja oprogramowania , aby auto jeździło sprawnie i bezpiecznie." Widać więc, że na razie brakuje wypracowanego i spójnego standardu postępowania ubezpieczycieli w takim i podobnych wypadkach. Pachnie to więc długimi sądowymi przepychankami i chyba faktycznie trzeba będzie poczekać do pierwszych wyroków, żeby zobaczyć, jak takie sprawy będą rozstrzygane. TAK DZIAŁA SYSTEM AUTOMATYCZNEGO PARKOWANIA System automatycznego parkowania /INTERIA.PL Za to policja nie ma wątpliwości, co do odpowiedzialności karnej. Użycie asystenta: "(...) Nie oznacza jednak, że osoba siedząca na miejscu kierowcy podczas korzystania z asystenta parkowania pozbawiona jest statusu kierującego pojazdem. Oczywisty jest fakt, że winę za ewentualne spowodowanie zdarzenia drogowego, w przypadku niewłaściwego użycia "asystenta parkowania", będzie ponosić kierujący pojazdem. Trudno byłoby zakładać sytuację (jako prawdopodobną), w której awaria "asystenta parkowania" miałaby w taki sposób wpłynąć na prawidłowość działania układu hamulcowego pojazdu, aby nie było możliwie jego zatrzymanie przez kierowcę" - powiada kom. Jacek Giszczak z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. Przewiduje się, że samochody autonomiczne pojawią się na drogach za nieco ponad 5 lat. Może to skrzywienie zawodowe, ale zamiast zachwycać się nową technologią, od razu zastanawiam się, co się stanie jeśli ona zawiedzie. Może GPS jest nowocześniejszy od papierowej mapy, ale mapa nigdy mi się nie rozładuje; nigdy nie trzeba do niej szukać ładowarki na najbliższych stacjach benzynowych; nie zawiesza się w decydującym momencie i przenigdy nie straci zasięgu po wjechaniu do tunelu lub na parking podziemny. Oczywiście producenci będą nas przekonywać, że samochody autonomiczne będą technologią niezawodną i absolutnie bezpieczną. To nieprawda - będę się psuły jak wszystko, a na drodze nie ma czasu, żeby samochód wyłączyć, włączyć, poczekać aż załaduje się system i ruszyć dalej. Ewentualnie zadzwonić jeszcze do helpdesku: "Samochód idzie na czołówkę!". "OK, wyślij zgłoszenie mailem". "Ale to ułamki sekund..." "OK, podwyższyliśmy priorytet Twojego zgłoszenia". Pewnie będziemy mieć też wparcie infolinii: "Nasza oferta - wybierz 1, najnowsze promocje - wybierz 2, dlaczego nasz produkt jest najlepszym wyborem w Twoim życiu - wybierz 3, karta "Złoty dzwon" - wybierz 4, samochód nie chce ruszyć - wybierz 5, samochód ruszył, ale nie chce się zatrzymać - wybierz 6, samochód zaraz uderzy w drzewo - wybierz 7, samochód zmierza w stronę skalnego urwiska - poczekaj na zgłoszenie operatora...". Sprawa wydaje się zbyt poważna, by zostawić ją w rękach inżynierów, bo technologia to dopiero połowa zabawy. Oni nie odpowiedzą na pytanie, kto będzie odpowiadał za zdarzenie drogowe: kierowca, producent samochodu, zarządca drogi, dostawca rozwiązań czy infrastruktury informatycznej czy jeszcze może jakiś inny podmiot. Pół biedy, jeśli będzie chodziło tylko o uszkodzone samochody, gorzej jeśli o zdrowie lub życie ludzkie. Mówi kom. Giszczak z KGP: "(...) należy zakładać, że droga do formalnego dopuszczenia do ruchu na drogach publicznych tego typu pojazdów będzie bardzo długa. Mając jednakże do czynienia z rewolucyjnym zjawiskiem technicznym (polegającym na poruszaniu się pojazdu bez udziału kierowcy) w obecnych realiach i uwarunkowaniach prawnych, należy przewidywać, że Pańskie pytanie - w zakresie "odpowiedzialności" za zdarzenie drogowe - pozostanie wciąż aktualne jeszcze przez wiele lat." Pamiętajcie, że wszystkie "inteligentne" gadżety to na razie bełkot marketingowy. Póki co na ziemi występuje tylko jeden rodzaj inteligencji: ludzka, a maszyny robią wyłącznie to, co im każemy. Wbrew temu, co niektórzy próbują nam wmówić, nic nie zapowiada, żeby miało to się rychło zmienić. I bardzo mnie to cieszy... Tomasz Bodył


Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/bezpieczenstwo/news-samoparkujace-auto-mialo-stluczke-i-zaczela-sie-awantura,nId,1569957#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome


Jak szofer stał się kierowcą?

Czy zastanawialiście się skąd pochodzi słowo „kierowca”? A może wiecie kim tak naprawdę jest, a raczej był, „szofer”? Aby odpowiedzieć na te pytania musimy cofnąć się w czasie, powiedzmy do końca XIX wieku – najlepiej do ówczesnej Francji.


XIX wieczne pojazdy, czy to pociągi czy też lokomobilie i statki napędzane były zazwyczaj silnikami parowymi – nic w tym dziwnego, epoka pary trwała w najlepsze.

Jak wiadomo, by silnik parowy działał, do pieca regularnie trzeba było dorzucać spore ilości węgla. Były oczywiście wyjątki np. w wielkich parowozach, w których to „palacza” zastępowano wymyślnym mechanizmem. Zazwyczaj jednak ów palacz w pocie czoła dorzucał węgiel prosto do wielkiego pieca. Był więc niezbędny by jechać (płynąć) naprzód.

Gdy zaczęły pojawiać się lokomobile, palacz często pełnił rolę „kierowniczego”. Dorzucał więc szybko trochę węgla by powrócić do kierowania pojazdem. Jako, że przenieśliśmy się na wstępie do XIX wiecznej Francji, ów „palacz” nazywany był z francuskiego „chauffeur”, czyli po naszemu „szofer”.

Podsumowując „szofer” (fr. chauffeur) początkowo był zwykłym palaczem, później stał się palaczo-kierowcą. Gdy jednak epoka pary minęła i palacz przestał być potrzebny, szofer stał się kierowcą, automobilistą, kierowniczym itp. Nadal jednak nazywano go często szoferem a termin ten obowiązuje do dziś, choć zazwyczaj szoferem nazywamy kierowcę zawodowego.

Zaraz, zaraz… Skąd więc wziął się termin „KIEROWCA”?

Tak się składa, że pochodzenie tego, stricte polskiego określenia, jest doskonale udokumentowane. Aby dowiedzieć się skąd pochodzi termin „kierowca”, z XIX wiecznej Francji przenosimy się do roku 1912, na teren Królestwa Polskiego, będącego namiastką państwa polskiego, jeszcze przed odzyskaniem niepodległości w roku 1918.

Mimo, iż Polska nie była niepodległym państwem, na jej terenie działało wiele, stosunkowo suwerennych, „polskich” instytucji, takich jak: Towarzystwo Automobilistów Królestwa Polskiego, Stowarzyszenie Techników a nawet wydawane w języku polskim gazety, takie jak „Przegląd Techniczny” oraz „Lotnik i Automobilista”.

Nie bez przyczyny wymieniamy akurat te polskie organa, ponieważ to właśnie one w roku 1912 rozpisały konkurs na słowa „automobil”, „garaż” i „szofer”. Chodziło o to by w duchu patriotyzmu zrezygnować z tych francuskich nazw i stosować prawdziwie, polskie, nasze, własne.

Nadesłano 235 odpowiedzi, z których sąd konkursowy, 25 listopada 1912 roku, wyłonił zwycięzców. Już wówczas w użyciu było słowo „samochód”, które powoli wypierało „automobil”, więc większość sugerowała pozostanie przy tej wersji. Jako, że konkurs nie wyłonił nowego – lepszego określenia, nie przyznano nagrody za ten wyraz.

Za najlepszy polski odpowiednik słowa garaż (fr. garage) uznano wyraz „zajezdnia”. Listę osób, które podesłały taką propozycję opublikowano m.in. w „Lotniku i Automobiliście”: Wyraz „zajezdnia" nadesłali pp. Bronisław Rudziński, Ludwik Skawiński ze Lwowa, Adam Łuniewski i Stanisław Strzemień Strojnowski; każdemu z nich przyznano nagrodę po 25 rb.

W konkursie wyłoniono również polski odpowiednik tytułowego szofera i jak nietrudno się domyślić wybór padł na „kierowcę”.

Wyraz „kierowca" nadesłali pp. Jan Stanisław Nakielski i Romuald Pianko; każdemu z nich przyznano nagrodę po 25 rb. [Lotnik i Automobilista 12.1912]

Tak podsumowano wówczas, ów niezwykle owocny konkurs, z którego po 100 latach pełnymi garściami czerpiemy po dziś dzień.

Wynik konkursu jest na ogół dodatni, gdyż dał on dwa nowe, a przydatne wyrazy, które powinny wejść niezwłocznie w użycie. Szofera możnaby wprawdzie nazwać i lub kierowniczym - pierwszy jednak wyraz oznacza raczej maszynistę wogóle, obydwa zaś wyrazy mają tę wadę, że są właściwie przymiotnikami. Język nasz ma wprawdzie sporo tego rodzaju wyrazów, jako to: leśniczy, gajowy, karbowy i t. p. bardziej jednak pożądany musi być rzeczownik istotny, podatny do wytwarzania z niego dalszych pochodnych.

Wyraz nagrodzony tem się właśnie odznacza, mamy bowiem:

kierowcowa = żona kierowca, kierowczyni = kobieta-kierowca (szoferka), kierowczanka = córka kierowca, kierowczy, kierowcowy = przymiotniki, a nawet: kierowczyć = uprawiać zawód kierowczy.

Tymczasem wyraz kierowniczy, jako przymiotnikowy, do podobnych przetwarzań zupełnie się nie nadaje. Wreszcie kierowca, wytworzony na wzór wychowawca, hodowca, radca i t. p. jest nowotworem, a więc nie posiada on określonego znaczenia w języku, mamy zatem pełne prawo nadać mu wyłącznie tylko to znaczenie, jakie uznamy za pożądane, a więc np. znaczenie „Szofera".

Wspomniany w końcu motyw stosuje się i do drugiego z wyrazów nagrodzonych, mianowicie do zajezdni . Nadto zajezdnia wytworzona z tego samego czasownika, co ogólnie używany „zajazd" (w znaczeniu oberży), należycie ma dać pojęcie zajeżdżania do garażu, czy to dla postoju, też dla naprawy samojazdu lub roweru. [Lotnik i Automobilista 12.1912]

Jak widać więc w powyższym fragmencie nasz język znacząco się zmienił – nie używamy przecież takich słów jak: „samojazd” czy „kierowczanaka” a na co dzień kierujemy samochodem a nie „kierowczymy” – może i szkoda…

http://oldtimery.com/index.php?option=com_content&view=article&id=270:jak-szofer-sta-si-kierowc&catid=24:inne&Itemid=710