Pamiętnik z powstania warszawskiego

Z Literatura przedmiotu
Skocz do: nawigacja, szukaj

Heroizm

Antyheroizm

  • ciągłe ucieczki:
    • "Ludzie lecieli i lecieli. Potokiem. Ze zbombardowanych domów. Uciekali na Wolę.", s. 8
    • "Ci sami. Uciekają z Woli.", s. 9
    • "Ja uciekłem dla wszystkiego o dwie kamienice dalej", s. 9
    • "Na ulicy był taki ruch, że ludzie szli jezdniami. Pełno uciekinierów z całej Warszawy. Wszystko, co uciekło z Woli, to tu. Stare Miasto — słynna reduta. (Już słynna.)", s. 27
  • heroizm ucieczki, zostawiają kobiety: "Byleby stąd! Zostaną same kobiety, a im zawsze łatwiej", s. 107
  • heroizm ucieczki, we trzech niosą nosze z rannym:
"— Słuchajcie — powiedział Henio — wycofujemy się kanałami, ciężko rannych się zostawia, ale porucznik ma pupila, ciężki trzeba go przenieść. Zgodzicie się?
— Tak!
— Możecie tylko we dwóch, bo mogę powiedzieć, że trzeba na zmianę, bo trzeba go nieść na plecach.
Swena bolała wciąż ta noga. Kolano.
— To nic, to ja go będę niósł —powiedziałem —a ty mi trochę
— Ale nas jest trzech, słuchaj — na to Swen do Henia.
— Trzech? To gorzej.
— Mój kuzyn, nie możemy go tak zostawić.
— To się nie da.
— No trudno — odezwałem się (jak to łatwo z kogoś zrezygnować!).
Ale Swen był solidarny.
— Nie, bez Zbyszka nie pójdziemy. Henio zaczął ustępować.
— No, to nie ode mnie zależy, bo jakby ode mnie, ale spróbuję wytłumaczyć... albo po prostu powie się o dwóch, a trzeci się przyklei, no nie, przyjdźcie we trzech, na Długą (tu chyba podał adres), na lewo od placu Krasińskich. Tam jest szpital. I ten ranny.", s. 106

Heroizm osób

  • Żydówka ostentacyjnie udaje Niemkę: "Więc Stefa miała kennkartę na imię i nazwisko Zosi; trochę starsza od niej, ale i tak była utleniona, nie tyle ruda, ile robiąca wrażenie rudawej, w ogóle podobna do Żydówki, tyle że Niemcy na szczęście się na tym nie znali, i na jeszcze większe szczęście Stefa miała wiele odwagi i zbawiennego tupetu; skoro widziała Niemców na drodze — bo chodziła po różnych drogach ze Służewca na dół na Wilanów albo na Augustówkę z tak zwanymi krótkimi towarami, bardzo krótkimi, z agrafkami, z czeską biżuterią, żeby mieć z czego żyć i trochę pieniędzy na zapas — więc jak widziała Niemców, to sama podchodziła, pytała: „ Wie spät ist"?, a wracała zawsze tramwajem, na pomoście ,,Nur fur Deutsche"; raz, jak mnie spotkała w mieście i mieliśmy wracać razem, powiedziała: „Niech pan jedzie ze mną, zrobię panu lekcję pokazową." I rzeczywiście, nie tylko wsiadła przez „Nur fur Deutsche", ale wepchnęła się do przedniej części wagonu, odgrodzonej łańcuchem od reszty, z tłokiem, a tu było luźno, ja też tam za nią, trochę głupawo stałem, ona siedziała i zaczęła się niby to podkłócać z jakąś folksdojczówną o to, że się niby na nią pcha." s. 11-12
  • artysta szmugluje flagę do podziemnego teatru: "Graliśmy tam, pamiętam, kawałek Wesela Wyspiańskiego, Swen grał Stańczyka, we fladze narodowej, którą beztrosko sobie przeniósł w teczce czy w zawiniątku.", s. 12
  • piosenka o powstaniu:
"Jakaż rozpacz się w sercu rozpina,
walczyć nie ma czym.
Idzie na czołg z butelką dziewczyna,
by odpłacić im
za zburzoną, spaloną stolicę
i za...", s. 61
  • heroizm smarkacza: "Ojciec i Halina mówili nam o jednym smarkaczu, który całymi dniami siedział w tramwaju na Marszałkowskiej gdzieś koło Złotej, i jak tylko zbliżał się czołg, ciskał butelkami: podobno tak wykończył kilka czołgów, a na końcu sam zginął.", s. 125

Heroizm ratunku

  • heroizm w ratunku (vs. heroizm w walce):
"Raz krzyk:
— Do odgrzebywania zasypanych!
Zgłosiłem się. Czekamy przy bramie. Odwołują nas.
— Już poszli. Inni. Ale zaraz znów krzyk:
— Pali się Chłodna 39! Kto do gaszenia?!
Wylatujemy. To akurat naprzeciwko. Cały dom pali się. Chyba trzypiętrowy. Wody nie ma. Jest, ale obok, z pompki, trzeba z kubełkami. Przez dziurę w murze. Jest i ziemia do gaszenia. Kobiety latają, pomagają.", s. 16
  • heroizm ratunku:
"Wpadła nagle do schronu sanitariuszka:
— Kto pomoże nieść rannego?
I nagle, po hałasie — i pomimo huków — cisza.
— Nikt nie pomoże?
Było kobiet ileśset. I chyba z tylu mężczyzn. Wszystko znieruchomiało.
— Czy naprawdę nikt?
— Ja pójdę — wstałem.
Nikt się nie ruszył. Wyskoczyłem za sanitariuszką.", s. 18
  • heroizm ratunkowy, przenoszenie rannej pod obstrzałem: "I już ją na nosze kładli. Nie wiem, czy i ja. Ale i ja zaraz byłem jednym z niosących. Chyba od nóg. Bo dostała odłamkiem właśnie w stopę. I pamiętam, że strasznie krew się lała. A nie zabandażowali, bo pewnie nie było czym, a szpital był blisko. W Prochowni. Po schodach leciały za nami jej dzieci i ryczały. Ona jęczała. Wydostaliśmy się szybko na podwórze. Był jasny dzień. Upał. Waliły pociski. Wylecieliśmy truchtem z tymi noszami na ulicę. Rybaki jak ten garnek. Bum! Bum! Wąziutkie przejście koło naszej barykady, aż trzeba było nosze z babą z nogą z lejącą się krwią wziąć jakoś bokiem i przecisnąć. Dalej ten zajazd. Mur. Waliło w ten mur i w te dwie wnęki. Co koło której się szło, to bum! I tak do rogu. Do Prochowni.", s. 44
  • heroizm ratunkowy, wraca się po osobę słabszą pod obstrzałem:
"Po chwili ciszy zaczęło znów walić. Popłoch. Pan Ad. z podwiniętymi spodniami leciał na samym przedzie z teczką. Pani Róża Ad. z Basią na ręku leciała za nim i wołała, żeby poczekał, ale znów walnął pocisk i pan Ad. zwiększył trucht. Wobec tego pani Róża z Basią wróciła się. Za panem Ad. leciała teraz Lusia z Mareczkiem, też coraz szybciej. Jej matka (pani Rymińską) chciała za nimi nadążyć, ale nie mogła. Już wymijali ją Ciotka Uff. ze Zbyszkiem. Pani Rymińską wołała:
— Poczekaj... poczekaj...
Minęła ją reszta naszych, a ona wciąż wołała:
— Poczekaj!
Zrobiło mi się głupio i wróciłem się. Tych ileś kroków.", s. 82

Heroizm obrony

  • heroizm obrony, bieganie po bombach zapalających: "Łapiemy od nich. Wlatujemy. Pamiętam, że leciałem po tych bombkach. Że po nich deptałem. Bo nie było inaczej jak. Gasiło sieje po drodze. Już dogasające. Cała ta sterta.", s. 17
  • heroizm obrony, przenoszenie barykady pod obstrzałem: "Ale zaraz zaleciał nad nas ogień. Taki żywy. Z wyciem. I trzasnął gdzieś blisko. To pocisk. Potem drugi. Z wyciem. Jak kometa. I prask! Od mostu Kierbedzia. I trzeci: ogień — wycie — prask! Ogień — wycie — prask! — z naprzeciwka, od Gdańskiego, nagle. I drugi, od Gdańskiego. I nowy od Kierbedzia. I od Gdańskiego. I od Kierbedzia. I prask! prask! Naraz. W dwa ognie nas wzięli. Dosłownie. Barykadę prawie skończyliśmy.", s. 73
  • heroizm obronny, kopanie okopów:
"W nocy wpadli powstańcy.
— Kto pójdzie kopać okopy? Wstało iluś. Ja też.
— Tylko wracaj przed dniem — mówi Swen.
Dali nam po łopacie, kilofie. I biegiem na ulicę.", s. 81

Heroizm kuchenny

  • heroizm kuchenny, wyprawa po mąkę:
    • cz. 1: "Przypuszczalnie na trzeci dzień, po drugiej jeszcze namowie tej pani spod filara, namówiliśmy się ze Swenem i poszliśmy na górę. Strach był. Może waliły pociski, ale dalsze. Poszliśmy chyba najpierw po drodze zajrzeć do mieszkania Swena. Sytuacja bardzo się zmieniła. Nie było mowy o otwieraniu drzwi. Ani o drzwiach. Korytarz i mieszkanie nie były już przedzielone. Nawet ścianą. Wszystko było pomieszane, ażurowe od pocisków. Spojrzałem w stronę kanapy. Było jej kawałek widać. Cała przywalona kawałkiem muru. Do mieszkania tej pani dolecieliśmy szybko. Piorunem wzięliśmy mąkę. Ile się dało. I prędko na dół!", s. 47
    • cz. 2:
"Ja krzyczę (pociski walą) i już wychodzę:
— Ja schodzę! Nie chodź!
Nie pomogło. Pociski biły w schody. W te nasze. Ja zwiałem. Stchórzyłem. Swen za moment wrócił zziajany i uśmiechnięty z nową mąką.", s. 52
  • heroizm kuchenny, zbieranie sucharów:
"W tym wdrapywaniu się po trawkach coś mi się rozluźnia na szyi, zsuwa z pleców, i... leci koc z sucharami, spada... niżej... suchary się rozpryskują, gdzie się da. Natychmiast zaczynam łapać te najbliższe. I do koca.
Równo z rozpaczą. Jedna garść. Druga. Trzecia. Ale reszta — i niżej, i w trawie, i z osobna. Moi już od iluś tam sekund drą się na mnie, prawie pchają, nie dają.
—Zostaw to, zostaw to!
—Widzisz, co się dzieje!
—Miron, Mirek, Miron!
Ja nic. Przecież głód. Każda garść sucharów to życie na dzień.
—Miron! Zostaw to!
—Miron!
—Miron! Chodź!
Wołali wszyscy. Ciotka Uff. Zbyszek. Swen. Celina. Swen bardzo krzyczał.
— Miron! Miron!
Mam te głosy do dziś w uszach, jak żywe. Czekają. Trochę idą. Prawie wracają. Stają nade mną. Z tymi tobołkami. Garbaci. Bo wciąż bzyka i bzyka. I wali. A tu każdy suchar. A tu ile ich w trawie. Trawa gęsta.
Zbieram, piorunem. Ale...
— Miron! Miron!
Ci, co byli niżej, podeszli już nade mnie. Jacyś inni ludzie nadchodzą. Garbią się. A tu w nas bije i bije. Już nie tak dużo. Jeszcze ten. Jeszcze ten. Z trawy trudno wydłubywać. Wyrywam. Te suchary.
— Już, już — wołam — już, już!
— Mirek! Mirek! — najdłużej pamiętam głos Matki. Krzyk. I jej schylanie się ciągle. Z takim kocem jak ja. Z sucharami.
— Już-już! — bo już.
— Już! — i wiążę, i na plecy, i podlatuję.
Szybko. Szybko. Bo źle. I wpadam w ruiny fabryki-kościoła. Deski. Łubudu.", s. 83

Heroizm literacki

  • heroizm literacki, zbiera kartki książki pod obstrzałem: "A ja zbierałem z rozwalonej księgarni latające luźne kartki Psychologii Tit-schenera. Kulki wiuwały mi koło ucha lewego, prawego i tak się schylam siedemnaście razy, bo tyle nazbierałem podwójnych stron. Na lekturę do piwnicy. I była.", s. 63

Refleksja nad heroizmem

  • brak lęku przed kulami: "Skaczemy. Pac-pac! Byle nie dać się. Trafowi. Wszystko ważne. Bo leci. Ukosami. Z rozpędów. Pomiędzy murkami. Szszu — brzrzum. Osypy. Tynki. Coś. Rynnowo. Czekać? Nie. Ale byle nie stać. Szszum. Ta góra fruwa, może usiąść... My skoki na ileś, naraz pac! Nic. Uniki. Same... Jak trzeba, w moim mniemaniu. (Z Leszna. Z 1930 roku. Klocki. Na szparach. Nanka obiera kartofle. Ja się dziwię, jak może trafić kulka, przecież ją zobaczę i odskoczę. Nanka na to, że to się nie da. Tu się coś z tego dało.)", s. 58-59
  • heroizm ratunkowy, dwie grupy osób: "Tym bardziej mi to zaimponowało, że Swen miał zabandażowane kolano, bo coś mu było w kolano, i nie chodził potem (bo z początku to atak) na akcje. Inni — bez mienia powodu, bez tłumaczeń, przykucali, przycupywali prawie za beczkę, za filary, pod prycze. I nie szli. A były całe grupy, co chodziły. Na każde zawołanie. Do rannych. Do odsypywań. Do barykad. Przesuwań. Umocnień. Okopów. Gaszeń . Itd.", s. 52
  • heroizm, sprawa przyzwyczajenia: "Odwracałem się, oglądałem. Podlatywałem. Nawoływałem. Widocznie ten instynkt stadny (we mnie). Poza tym —ja latałem w ogóle. Dużo. Po ulicach. A oni nie. I oni się bali. Bo nie przywykli. Do tych pocisków i kulek. A to naprawdę sprawa przyzwyczajenia.", s. 82

Użycie terminu bohater

  • bohaterska instytucja: "A Sakramentki się paliły. I latały w welonach. Białych. I biły świnie i krowy. Codziennie. I rozdawały ludziom. I przyjmowały, i opatrywały u siebie ludzi. Coraz większe gromady. Tysiące. Te sakramentki, które przez ileśset lat, od Marysieńki, śpiewały za kratami i przez kraty przyjmowały komunię, nagle stały się działaczkami, społeczniczkami, bohaterską instytucją, oparciem dla Nowego Miasta. Żywiły i część wojska.", s. 54-55
  • użycie słowa bohater, ironiczne: "Potem zaczęło się getto. I ta ściana na placu Krasińskich, w Wielki Wtorek — 20 kwietnia — drugiego dnia powstania w getcie. Niemiec strzelał chyba spod Garnizonowego, przy Miodowej, z armaty, w getto, w Bonifraterską. Tam spadali ludzie. Z murów takich wielkich, ślepych, z okienkami. I z tych okienek. A on po iluś tam walnięciach zdjął hełm, bo słońce, spocił się, zmęczył — ten bohater — i ocierał się z potu.", s. 60

Gender

  • młodzi mężczyźni, grupa zagrożona: "Który był bardzo przez nas oglądany, brany pod uwagę, przymierzany do możliwości, obradzony, otoczony nami, ludźmi, szczególnie mężczyźni, bo najwięcej my się baliśmy, a jeszcze młodzi do tego. Bo pierwsze, co rozwalali — to młodych.", s. 69
  • wojenny matriarchat: "W czasach wojny zawsze chyba jest nawrót do matriarchatu. A jeszcze ta wojna. A jeszcze to zejście w dół, pod Warszawę (w to mrowisko schronowe), to powstanie. To był nawrót — wybuch. Matriarchatu. Piwnicznego? Jaskiniowego? Co za różnica. Kupy ludzi. Rządzą matki. Siedzenie pod ziemią. Kryj się! Nie wychylaj się! Niebezpieczeństwo śmiertelne., s. 71"

Realia walki

  • realia walki: "Atak na Chłodną, Ogrodową szedł. Ludzie byli tam już rozstrzeliwani, paleni na stosach na Górczewskiej, na Bema, na Młynarskiej, na Wolskiej. Ci, co bronili z uporem linii polskiego frontu, co i raz mieli odcięte schody, zejścia, leżeli na dachach, na tych czwartych, piątych piętrach, dachy się zapalały, paliły, a oni z dachem spadali w dół. Piec, jak w getcie w 43 na Wielkanoc", s. 14

Ekokrytyka

  • konsumpcja psów i kotów w czasie powstania: "Zwierzyna? Tej nie było. Bo ta duża zjedzona już. A ta mała? Ktoś czasem miał coś swojego ulubionego, wziął to z sobą na dół i z tym siedzał. Ale rzadko. Szczególnie na Starówce. Albo mniej tu było w ogóle. Albo nie wzięli. Albo wzięli i poginęły im. Co nie uciekło, nie odfrunęło, nie spaliło się, nie padło, nie zdechło, to zostało upolowane. Koty znikły. Psy znikły.", s. 71
  • "— Radzę pani go pilnować! — Bo podobno, a nawet na pewno, psy wtedy jadano. I koty.", s. 146

Bibliografia

  • Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Warszawa 1987.